Wiersze
Moi Mili,
dzielę się z Wami swoją tęsknotą.
Weronika Madryas
Wrocław, dn.15.XI 2024r.
Babcia wśród gawronów
Wiem, że byłaś na skwerze
nieopodal mojego domu…
Widziałam o świcie szronem osrebrzonym
gawronów gromadę wokół Ciebie…
Przycupnęłaś na ławce pod złotym drzewem,
a one obsiadły twe kolana, ramiona i kapelusz ulubiony…
Słuchałaś z uśmiechem
krakania o tym i o owym…
Jutro rano zaparzę herbatę
i będę czekać na Ciebie…
Tyle mam Ci do opowiedzenia
i pytań mnóstwo…
Już rok minął
od naszego ostatniego spotkania…
Wiem, że byłaś na skwerze
nieopodal mojego domu…
Moi Mili,
zapraszam do posłuchania jesiennej piosenki. Może będzie inspiracją dla nowych kasztanowych ludzików.
Weronika Madryas
Cisi jak spadające liście
Byli też tacy co odeszli w ciszy
jakby po świeże bułki do sklepu za rogiem
lub drukiem pachnącą, poranną gazetę…
Bezszelestni, zawsze pokorni…
Z właściwym sobie taktem i dyskrecją
przeszli na drugą stronę…
Oni nie chcieli
łez, cierpienia i smutku…
Cisi jak spadające liście
piękni jak pejzaże jesieni…
Pragnęli pozostać niezauważeni
nawet wówczas, gdy ich braknie…
Tylko dlaczego łez potoki wartkie
ustać nie mogą?
Weronika Madryas
Dyniowa wróżka
Pomiędzy górą a rzeką,
podobno całkiem niedaleko,
na skraju lasu chatka stała,
co kształtem dynię przypominała.
Pomarańczowa i pękata
turlała się przez pół świata.
Znalazła wreszcie cichy kąt
i rzekła: Nie ruszę się stąd!
W dyniowej chatce Dyniowa wróżka,
dyniowa kula, dyniowa różdżka.
A tuż za chatką zakręt w lewo,
tam gdzie wysokie rośnie drzewo.
I jeszcze kilka kroków w bok
i każdy westchnie: Co za widok!
Jak okiem sięgnąć wstęgi grządek,
pomiędzy nimi też porządek.
Dyniowe pole pomarańczowe,
och, jak cudownie kolorowe!
A nad dyniami tańczą liście,
wodzirej wiatr pędzi przez świat!
Dyniowa wróżka o dynie dba,
komuś zapewne największą da.
Raz już karocą dynia się stała,
kiedy Kopciuszka poratowała.
Dyniowa wróżka figle płata
i zajrzy w każdy zakątek świata.
I jeśli dynię pocałuje,
to wielki owoc zaczaruje.
Ba, to nie wszystko Mój Przyjacielu,
dyniowe pole widziało wielu.
Niewielu jednak wie,
co dalej dzieje się.
Pięć kroków w lewo,
sześć kroków w prawo.
Pięć minut wolno,
sześć minut żwawo.
Na końcu widzisz stoliczek mały,
na nim talerzyk oraz specjały.
Dyniowa zupa, dyniowy dżem,
dyniowe ciasto, dyniowy krem.
I jeszcze placek, i pestki dyni,
dyniowy przysmak w kształcie cukinii.
I nagle znika dyniowy świat,
i nagle mama woła: wstań!
Do szkoły znowu trzeba iść,
Mnożyć i czytać, dzielenie ćwiczyć.
Tylko w kieszeni dziwny szmer,
Dyniowa wróżka śmieje się.
Masz pestek dyni całą garść,
nic tylko gryźć, nic tylko brać.
Dyniowa Wróżka idzie spać.
Moi Mili,
pajęczyny zdumiewają pięknem. Aż trudno uwierzyć, iż te misterne hafty to niebezpieczne zasadzki.
Pajęczyna
Falbaną spódnicy
powłóczystej, jedwabnej i ciężkiej,
krople rosy strzepnęłam niechcący
z pajęczyny w różanym krzewie utkanej.
Haft misterny zniszczyłam,
pokaleczyłam palce o kolce różane
i krwią srebrzystą nić splamiłam…
Pająk- tkacz patrzył z wyrzutem
w moje oczy zapłakane.
Potem odszedł,
godnie, powoli,
na nogach długich, zgrabnych…
…A o zmroku,
w świetle księżyca
i blasku latarni ulicznych,
gałęzie jabłoni
cudną nicią połączył.
Hen wysoko,
gdzie spódnica
wiatrem roztańczona
nie sięga.
Moi Mili,
dzielę się z Wami ostatnim wierszem…
Weronika Madryas
Wrocław, dn.26.09.2024.
Twoja wiewiórka
W szczebiocie ptaków i szumie drzew
płynie ku niebu dziękczynna pieśń…
Za Twoją dobroć, za Twój czas,
za dar miłości, który wciąż mam.
Głęboko w sercu skrywam ów skarb,
Twą troskę, czułość, których tak brak.
I gdy przychodzę z kwiatem i świecą,
złociste liście z drzew ku mnie lecą…
Twoja prawnuczka koszyczek niesie,
pełen orzechów – to przecież jesień…
Nad Twym imieniem serce laskowe,
wszak lokatorkę masz przy swym grobie.
To ruda, zwinna i puszysta,
wiewiórka Twoja, Twa towarzyszka.
W szczebiocie ptaków i szumie drzew
płynie ku niebu dziękczynna pieśń…
Weronika Madryas
Żaba
Ogrodowa żaba
to nie lada sprawa!
Oto jest pytanie,
czy ją pocałować,
czy sfotografować?
Weronika Madryas
Biedronka
Purpurowa i w kropeczki,
któż z nas nie zna biedroneczki?
Lata lekko tu i tam,
wdzięku ma za tuzin dam.
Weronika Madryas
Wiosna
Z końcem marca
śnieg topnieje,
zielenieją drzew czupryny,
słońce grzeje coraz śmielej.
W sukni zwiewnej wiosna stąpa,
w burzy loków wieniec nosi,
w którym ptaki gniazdo wiją
i świergolą w gąszczu włosów.
Na trawnikach i na skwerach
krokus, śnieżka i stokrotka.
Tulipany i narcyzy
w ogrodowych, równych grządkach.
I rzodkiewka, i pietruszka
i rzeżucha, i kaczucha.
Za nią kaczor i kaczęta,
wszędzie kryją się pisklęta.
Lecz kapryśną wiosna bywa,
wówczas burze i deszcz wzywa.
Potem znów łagodnieje
słońcem pieści mokrą zieleń.
Moi Mili,
wszechobecne stragany z kwiatami nastroiły mnie poetycko, a zatem zapraszam Was do lektury wiersza.
Weronika Madryas
"Ósmy marca"
Tulipany i prymulki
są dla mamy, babci, córki.
Dla dziewczynek z piątej klasy,
Kasi, Zuzi oraz Basi.
I dla pani od przyrody,
która zaraz da im wody.
Ósmy marca w kwiatach tonie,
weź bukiecik w swoje dłonie!
Moi Mili,
na kłopoty z ortografią najlepsze są zapadające w pamięć rymowanki. Zapraszam Was zatem do lektury mojego wierszyka „Ówka”.
Moi Mili,
w pochmurny dzień ślę Wam swój wierszyk z ilustracją Ani i bardzo długi uśmiech.
Jamnik
Być jamnikiem trudna rzecz,
długi tułów trzeba mieć,
krótkie nóżki, krótką szyję,
długie uszy, smukłą linię.
Tylko tyle i aż tyle.
Być jamnikiem mocna rzecz,
charakterek trzeba mieć,
szczekać głośno, tak donośnie,
by słyszeli wszyscy goście.
Tofik, Fifek, Rudy, Rydz,
imon masz tu bez liku,
więc wybieraj mój jamniku!
Moi Mili,
zrobiło się tak zimowo. Dlatego też podzielę się z Wami zimowym wierszem bez tytułu, który popełniłam przed laty. Dziś nie pamiętam nawet, o kim wówczas myślałam, ale to przecież nie ma znaczenia… Tak czy inaczej wiersz ów dedykuję dawnym sympatiom..
Zakrzepła zima na gałęziach,
Zakrzepła zima na włosach, wargach,
Zakrzepła zima na sierści kota,
Mroźnym wiatrem smagana zamarzła...
Czarne chmury się kłębią nad miastem,
Słońce burym otula się płaszczem,
Śnieg oblepia rzęsy, dłonie,
Całe miasto w bieli tonie...
Śnieg zaciera Twoje ślady,
Lęk się w moją duszę wkrada...
Anioł Stróż mą dłoń dotyka,
Tam gdzie stałeś śnieg topnieje,
Liść zmarznięty się zieleni...
Kwiat go strzepnął nim go dałeś
Gdy wchodziłeś do mej sieni...
Moi Mili,
dziś nostalgicznie i refleksyjnie, ponieważ bardzo tęsknię.
Weronika Madryas
Wrocław, dn.26.12.2023r.
Rozmowa z Babcią
Na mogile znicz stawiam,
gdzie Ty, Najdroższa Moja
i On, Ukochany Mąż Twój
na wieczny spoczynek…
Cienka warstwa śniegu
litery skryła.
Liść listopadem niesiony
do krzyża przyległ.
Wiatr strąca
łzy z rzęs moich.
Mróz krople słone
w lód przeistacza.
Już wiem, że odeszłaś
i lękam się samotności wielkiej.
I tego, że bez Ciebie dobroci zapomnę…
…i serca słodycz zgubię
w nieczułości dnia powszedniego,
jakże Tobie Najdroższa obcej.
Na mogile znicz stawiam,
gdzie Ty, Najdroższa Moja
i On, Ukochany Mąż Twój
na wieczny spoczynek…
Weronika Madryas
Wrocław, dn.23.08. 2016 r.
Babcia
W oczach Twoich
dzieciństwo moje zastygło…
…czas niewinności, beztroski i marzeń
który bezpowrotnie przeminął,
daremnie przywoływany przez bardziej zuchwałych…
…Czas nieubłagany
patrzy na zdziecinniałych z politowaniem
i głową kręci.
Wreszcie znużony ziewa
i do tej ostatecznej powiada:
Bywa, że starość wydłużam,
a dzieciństwo skracam. Nigdy odwrotnie.
A śmierć, co jest
„sprawiedliwa i niesprawiedliwa”,
jak napisałaś,
chichocze tylko i dłonie kościste zaciera…
Tych dwoje pogaduszki ucina i żartuje,
jak my, gdy ze szkoły wracałam
i patrzyłam, jak obiad gotujesz.
Widzę Cię odzianą
w suknię długą,
z miękkiej tkaniny…
Włosy srebrem oprószone
wysoko nad karkiem
upinasz…
Widzę wciąż,
jak szczyptę soli
do zupy szczawiowej dodajesz,
jak ciasto niedzielne wygniatasz,
a potem pręcikiem nakłuwasz,
jak w książkę zaczytana
słońce wieczorne chłoniesz…
I gdy tak bezbronna
jak ptaszek maleńki i płochy,
patrzysz na mnie
prosząco jakby,
to słowa pociechy
na koniuszku języka tańczą…
…że spotkasz wreszcie
Ukochanego Swego,
… że zrzucisz starość
jak płaszcz znoszony…
tę co ciało Twe udręczyła
boleścią i sprawności brakiem…
Tylko mój strach wielki
przed nieobecnością Twoją
język paraliżuje
i milczeć każe
W oczach Twoich
dzieciństwo moje zastygło…
…czas niewinności, beztroski i marzeń
Moi Mili,
zapraszam Was raz jeszcze do lektury dyniowego wierszyka. W tym roku został zilustrowany przez Anię.
Weronika Madryas
Dyniowa wróżka
Pomiędzy górą a rzeką,
podobno całkiem niedaleko,
na skraju lasu chatka stała,
co kształtem dynię przypominała.
Pomarańczowa i pękata
turlała się przez pół świata.
Znalazła wreszcie cichy kąt
i rzekła: Nie ruszę się stąd!
W dyniowej chatce Dyniowa wróżka,
dyniowa kula, dyniowa różdżka.
A tuż za chatką zakręt w lewo,
tam gdzie wysokie rośnie drzewo.
I jeszcze kilka kroków w bok
i każdy westchnie: Co za widok!
Jak okiem sięgnąć wstęgi grządek,
pomiędzy nimi też porządek.
Dyniowe pole pomarańczowe,
och, jak cudownie kolorowe!
A nad dyniami tańczą liście,
wodzirej wiatr pędzi przez świat!
Dyniowa wróżka o dynie dba,
komuś zapewne największą da.
Raz już karocą dynia się stała,
kiedy Kopciuszka poratowała.
Dyniowa wróżka figle płata
i zajrzy w każdy zakątek świata.
I jeśli dynię pocałuje,
to wielki owoc zaczaruje.
Ba, to nie wszystko Mój Przyjacielu,
dyniowe pole widziało wielu.
Niewielu jednak wie,
co dalej dzieje się.
Pięć kroków w lewo,
sześć kroków w prawo.
Pięć minut wolno,
sześć minut żwawo.
Na końcu widzisz stoliczek mały,
na nim talerzyk oraz specjały.
Dyniowa zupa, dyniowy dżem,
dyniowe ciasto, dyniowy krem.
I jeszcze placek, i pestki dyni,
dyniowy przysmak w kształcie cukinii.
I nagle znika dyniowy świat,
i nagle mama woła: wstań!
Do szkoły znowu trzeba iść,
Mnożyć i czytać, dzielenie ćwiczyć.
Tylko w kieszeni dziwny szmer,
Dyniowa wróżka śmieje się.
Masz pestek dyni całą garść,
nic tylko gryźć, nic tylko brać.
Dyniowa Wróżka idzie spać.
Moi Mili,
zapraszam Was do wysłuchania napisanej przeze mnie, bardzo jesiennej piosenki i zaśpiewanej przez utalentowaną pianistkę Martę Skowron.
Moi Mili,
zapraszam do lektury mojego wiersza o Przybyszu z Galerii Rzeczy Ładnych.
Weronika Madryas
Wrocław, dn.4.05. 2023 r.
Przybysz z Galerii Rzeczy Ładnych
Ofiarował mi Tato Anioła Stróża,
pisarza i poetę.
Znalazł go w Galerii Rzeczy Ładnych
i zabrał do domu mojego i Anny Marianny.
Z aniołem nie będzie kłopotu,
uznałam, zerkając na tekturowe pudełko.
Anioł usnął na drewnianej desce
w łóżku żeliwnym.
Okrył się pierzyną w różyczki,
zdjął pantofle i nałożył szlafmycę.
Odwiesił skrzydła na poręczy tuż za głową,
nie narzekał na ból pleców czy niewygodę.
Okrągłe okulary w drucianych oprawkach,
piórko w dłoni i otwarta księga
wyczekują cierpliwie końca snu anielskiego…
Uśpione koty i ciekawskie myszy
tuż przy anielskim łożu drzemią.
Oddech pisarza i poety spokojny,
oblicze łagodne i dobre.
Anioł Stróż marzeniami ukołysany
zapewne niestrudzenie przez sen czuwa
nad Anną Marianną i nade mną…
Moi Mili,
wojna na Ukrainie trwa już wiele miesięcy, a nadal niełatwo wyjaśnić dzieciom ogrom nieszczęścia i cierpienia, które ze sobą niesie. Uznałam, że wierszyk może okazać się pomocny w rozmowie z najmłodszymi. Zapraszam zatem do lektury.
Weronika Madryas,
Wrocław, dn.31.01.2022r.
Nitup
Tam, gdzie zbóż złote kłosy
jest kraina małych myszek,
które cenią spokój, pokój
i przyjemną ciszę wokół.
W fladze mają błękit nieba,
złoto słońc ze słoneczników,
których wszędzie jest bez liku.
Sąsiad ich to szczurzy król,
co ma wielką chęć na bój.
Pragnie zająć mysi kraj,
potem prędko ruszyć w dal.
Zabrać góry i doliny
i odległe hen krainy.
„Świecie! Cały będziesz mój! A ja będę jeden król!”
Nitup zwą go wojownicy,
pozbawieni woli, dzicy.
Wyruszyli wnet o świcie,
aby myszkom zniszczyć życie.
Mysi król dobrze wie,
że niełatwo bronić się.
Z troską patrzy na swój kraj,
zna Nitupa straszny plan.
Myszki będą bronić się,
myszki nie poddadzą się!
Małe myszki z ich mamami
i z babciami, staruszkami
trzeba wysłać za granicę,
by ratować im tam życie.
Do wiewiórek, lisów, jeży,
nawet dziwnych nietoperzy.
Mała myszka zwana Mika
wnet trafiła do kurnika
„Kukuryku, kukuryku! Mamy myszkę w swym kurniku!”
„Ko-ko- ko, ko- ko –ko, no i co?
Trzeba rychło karmić ją.
Zabiedzona, wychudzona,
zaraz z głodu nam tu skona.”
Jak orzekli, tak zrobili,
myszkę szybko napoili.
Dziś pod grzędą mysia dziura,
tam nie chadza żadna kura.
Mika czasem pożartuje
z kurą, która jaja wysiaduje.
Kura ruda, bardzo chuda
powiedziała co wiedziała:
„Ko-ko, ko-ko, tu kuzynek masz ze sto!
Ta od kreta, w okularach,
ładna byłaby z was para.
Jeszcze dwie u chomików,
czasem łażą po kurniku.
Cóż nornica jakaś płocha,
kur się boi, ciągle szlocha.”
Mała Mika teraz wie,
co w kurniku dzieje się.
Tęskni jednak za swym krajem,
przed kurami nie udaje.
Wyczekuje ciągle wieści,
słucha wszystkich opowieści.
Trzeba Mice wierzyć, że
wojna kiedyś skończy się.
Miły chomik zwany Tomik
przyniósł list od kocicy,
która mieszka przy granicy.
„O Nitupie słuch zaginął,
szczurzy król jak noc przeminął.
Gdy na gardle poczuł nóż,
wielki tchórz, wielki tchórz!”
Mika żegna się z kurami,
z chomikami i kretami.
„Kukuryku! Kukuryku!
Wspomnij czasem o kurniku.
Ko- ko, ko-ko,
tu masz zawsze drugi dom!”
Mika wraca do ojczyzny,
by ją pomóc odratować,
nowe miasta wybudować.
Szczurzy król przegrał bój.
W życiu tak jak w baśni bywa,
kiedy zło przegrywa,
to dobro wygrywa.
Moi Mili,
nastał długo wyczekiwany dzień, w którym spodziewamy się wizyty bardzo szczodrego gościa. Życzę Wam pięknych prezentów i zapraszam do lektury wiersza o Świętym Mikołaju.
Weronika Madryas,
Wrocław, dn.6.12.2022r.
Święty Mikołaj
Pośród nocy rozgwieżdżonej
pędzą sanie ośnieżone
w renifery zaprzężone.
Pośród gwiazd
mknie Dobrodziej w świat.
Siwobrody i w purpurze
ma prezentów moc,
na rozdanie jedną noc.
W wielkim worze znajdzie może
coś dla: Basi i dla Kasi,
rudej Zuzi, malej Ani,
Kuby, Janka, miłej Frani.
To nie autka i nie lale
wielką mają moc,
tylko miłość, którą daje
Wam w tę zimną noc.
Moi Mili,
zapraszam Was dziś do lektury baśniowego wiersza. Zatem niech i zdjęcie będzie baśniowe.
Weronika Madryas
Dyniowa wróżka
Pomiędzy górą a rzeką,
podobno całkiem niedaleko,
na skraju lasu chatka stała,
co kształtem dynię przypominała.
Pomarańczowa i pękata
turlała się przez pół świata.
Znalazła wreszcie cichy kąt
i rzekła: Nie ruszę się stąd!
W dyniowej chatce Dyniowa wróżka,
dyniowa kula, dyniowa różdżka.
A tuż za chatką zakręt w lewo,
tam gdzie wysokie rośnie drzewo.
I jeszcze kilka kroków w bok
i każdy westchnie: Co za widok!
Jak okiem sięgnąć wstęgi grządek,
pomiędzy nimi też porządek.
Dyniowe pole pomarańczowe,
och, jak cudownie kolorowe!
A nad dyniami tańczą liście,
wodzirej wiatr pędzi przez świat!
Dyniowa wróżka o dynie dba,
komuś zapewne największą da.
Raz już karocą dynia się stała,
kiedy Kopciuszka poratowała.
Dyniowa wróżka figle płata
i zajrzy w każdy zakątek świata.
I jeśli dynię pocałuje,
to wielki owoc zaczaruje.
Ba, to nie wszystko Mój Przyjacielu,
dyniowe pole widziało wielu.
Niewielu jednak wie,
co dalej dzieje się.
Pięć kroków w lewo,
sześć kroków w prawo.
Pięć minut wolno,
sześć minut żwawo.
Na końcu widzisz stoliczek mały,
na nim talerzyk oraz specjały.
Dyniowa zupa, dyniowy dżem,
dyniowe ciasto, dyniowy krem.
I jeszcze placek, i pestki dyni,
dyniowy przysmak w kształcie cukinii.
I nagle znika dyniowy świat,
i nagle mama woła: wstań!
Do szkoły znowu trzeba iść,
Mnożyć i czytać, dzielenie ćwiczyć.
Tylko w kieszeni dziwny szmer,
Dyniowa wróżka śmieje się.
Masz pestek dyni całą garść,
nic tylko gryźć, nic tylko brać.
Dyniowa Wróżka idzie spać.
Dzień dobry Kochani,
dzisiaj, w takim bardzo szczególnym dniu, w dniu wspomnień po naszych najbliższych, tych których z nami już nie ma, chciałabym Wam przeczytać wiersz ze zbioru "Wiersze Weroniki" zatytułowany "Cisi jak spadające liście".
Moi Mili,
w sąsiedztwie Baśniowego Zielonego Wzgórza stoi dom nazwany „Edenem”. Należał do starszej pani, malarki. Dziś z rozrzewnieniem patrzę na trzy obrazki, które otrzymałam pewnego letniego popołudnia, kiedy to razem z Anią poszłyśmy na szarlotkę do sąsiadki. Nie podejrzewałam wówczas, że będzie to nasze ostatnie spotkanie.
Zapraszam Was do lektury wiersza.
Weronika Madryas
Wrocław, dn. 06.09.2022 r.
Pamięci Lidii Malarki Samborskiej
Eden
Starsza pani
opuściła dom pod lasem
Edenem przez nią zwany,
by zapukać do drzwi raju.
Jesienne róże, krzewy, orzech szczodry
pamiętają dłonie spracowane,
te same, co pędzlem po płótnie malowały
pejzaże i kwiaty polne…
Starsza pani odeszła ze swego Edenu do raju.
Tylko obrazy nieśmiertelne
i ogród baśniowy pozostały…
Moi Mili,
zapraszam do przeczytania wierszyka i obejrzenia fotografii z lawendowymi wróżkami.
Cóż się plecie o fiolecie w lawendowym świecie?
W lawendowym świecie
lawendowe wróżki,
lawendowe miotły, lawendowe różdżki...
Fioletowe czary, fioletowe słowa,
fioletowe sny w lawendowych głowach...
W lawendowym świecie
fioletowe kwiaty,
fioletowe ptaki,
cudowne zapachy...
Okruch tego świata w suszonych kwiatach,
okruch tego świata to wspomnienie lata...
Weronika Madryas
Wrocław, dn.02.05.2015r.
Pan Rok
Rok oblicza cztery ma,
każda pora inne zna.
Gdy zaczyna panowanie,
to na zimno rządzi krajem.
Doradczyni jego biała,
w śnieżny puch i szron odziana,
jako zima w świecie znana.
Jej nadejście sen sprowadza,
noc wydłuża, a dzień skraca.
Drzew konary w śniegu tuli,
lecz, gdy nastrój ma ponury
mroźny wiatr przywołuje
i pękate białe chmury.
Mróz, jej sługa uniżony,
tchnieniem szyby pomaluje
i sople ostre niczym stal
porozwiesza tu i tam.
Z końcem marca śnieg topnieje,
zielenieją drzew czupryny,
słońce grzeje coraz śmielej.
W sukni zwiewnej wiosna stąpa,
w burzy loków wieniec nosi,
w którym ptaki gniazdo wiją
i świergolą w gąszczu włosów.
Na trawnikach i na skwerach
krokus, śnieżka i stokrotka.
Tulipany i narcyzy zaś w ogródkach,
w równych grządkach.
I rzodkiewka, i pietruszka
i rzeżucha, i kaczucha,
za nią kaczor i kaczęta,
wszędzie kryją się pisklęta.
Lecz kapryśną wiosna bywa,
wówczas burze i deszcz wzywa.
Potem znów łagodnieje
i słońcem pieści mokrą zieleń.
Po niej lato roześmiane,
zwariowane, niewyspane.
Noce krótkie z sobą niesie,
a wraz z nimi śpiew i tańce,
pocałunki pod gwiazdami
i wyznania pod drzewami,
pod mostami, na ławeczkach,
w altaneczkach.
Lato raczej trosk nie lubi,
w swej beztrosce rozum gubi.
I niechętnie też pracuje,
za to dużo podróżuje.
Błękit mórz, szczyty gór,
piach pustyni, leśny gąszcz,
rozmaite ścieżki zna
i wędruje tu i tam.
I dopiero jesień tęskna,
romantyczna, zamyślona,
kapelusze z dużym rondem,
te słomkowe i filcowe,
z głów postrąca.
Porozdaje parasole,
kosze, płaszcze i kalosze.
W pelerynie kieszeń ma,
gdzie barw paletę,
pędzle chowa.
I nastroje nosi zmienne,
jasne, bure, mgliste, dżdżyste,
ciepłe, chłodne, piękne, smętne.
Czasem z wiatrem potańcuje,
potem snuje się po sadach,
śliwy, jabłka w skrzynie wkłada.
I orzechów każe szukać
w mgieł oparach, deszczu strugach.
Brodzi w liściach złotych, rudych
klucze ptaków obserwuje,
i smutnieje, poważnieje,
nawet suknia jej ciemnieje.
Ciągle płacze, ciągle wzdycha,
na dodatek kaszle, kicha,
w szczególności przed odejściem.
Pan Rok, który jest u władzy
ma przydomek Teraźniejszość,
gdy przemija zwą go Przeszłość
bądź też Przyszłość, gdy się jeszcze nie wydarzył…
Moi Mili,
zapraszam do lektury mojego wiersza o tym, co zasmuca nas dziś najmocniej…
Weronika Madryas
Wrocław, dn.4.III 2022 roku.
W Gardone Riviera
„W Rzymie na Campo di Fiori
Kosze oliwek i cytryn,
Bruk opryskany winem
I odłamkami kwiatów”.
Napisał Czesław Miłosz,
poeta i myśliciel.
W Gardone Riviera
kaczki senne
wiatr kołysze na Jeziorze Garda.
Białe żagle
na tle bezchmurnego nieba
i oliwek smak
z pobliskiego gaju…
W cieniu drzewka mandarynkowego
dziewczyna w słomkowym kapeluszu
nuci tęskną melodię…
To tam na wzgórzu Vittoriale degli Italiani
czyli „sanktuarium włoskich zwycięstw”,
gdzie jednooki poeta Gabriele D’Annuzio
gościł Benito Mussoliniego.
Choć Hitlera „okrutnym klaunem” zwał,
sam marzył o wskrzeszeniu Imperium Romanum.
Czy rozmawiali w jadalni
w towarzystwie pomnika żółwia,
postawionym ku czci tego,
co żywot zakończył po uczcie z kwiatów tuberozy?
Wspominam Gardone Riviera
we Wrocławiu w marcowy dzień,
gdy donicę z prymulkami na balkonie ustawiam,
a promienie słońca
topią padający śnieg.
A potem zanurzam się
w miasto wiosny wyczekujące.
I patrzę na dzieci na skwerach,
zatroskane twarze matek
i jegomościa z jamnikiem.
W tym czasie Kijów płonie.
Z rozkazu szaleńca
wojna rozpoczęta…
W oparach zarazy
od dwóch lat świat trawiącej
Ukraina opór stawia
rosyjskiemu najeźdźcy…
A wokół śmierć, ból, łzy,
pożoga i gruzowisko…
Wielkanoc tuż, tuż…
„Eloi, Eloi, lamma sabachtani!”
Golgota, wzgórze jerozolimskie,
Chrystusa ukrzyżowanie.
Grób wykuty w wapiennej skale,
Chrystusa Zmartwychwstanie.
Dobrem zło pokonane,
już niegdyś dokonał się cud.
„Aż wszystko będzie legendą
I wtedy po wielu latach
Na nowym Campo di Fiori
Bunt wznieci słowo poety”.
Napisał Czesław Miłosz
W Warszawie w Wielkanoc roku 1943.
Weronika Madryas
Wrocław, dn.27.02.2022r.
Topola
Na rozwidleniu dróg
strzelista i smukła,
tuż obok tej drugiej,
trwała przez lat czterdzieści trzy…
Na chwilę przed kresem
pękł pień.
Czupryna wichurą targana
runęła do stóp
swej siostry bliźniaczej.
Suchy, przejmujący trzask,
wiatru wycie
i konary połamane wokół.
To krajobraz po.
Na rozwidleniu dróg
osierocona łka
z tęsknoty za utraconą…
…A potem świat utonął
w objęciach szaleńca.
Pod ostrzałem,
w morzu krwi i łez
odchodzą nasi bracia.
Patrzymy na zło.
I serce pęka
jak topoli pień.
Suchy, przejmujący trzask,
wycie syren
i ból wokół.
To krajobraz wojny.
Moi Mili,
Dzisiejszy dzień sprzyja łakomstwu. Pozostaje mi życzyć Wam smacznego i jeszcze ślę wierszyk.
Pączusie
Wypieczone i pachnące,
lukrowane, cukrowane,
konfiturą nadziewane...
Mali, duzi zajadają,
brzuszki prawie już pękają...
Za to buzie uśmiechnięte
i oczęta wniebowzięte...
Palce lizać mały smyku!
To już piąty, rozbójniku!
Pączuś znika z talerzyka
i okruszek też wnet znika..
Moi Mili,
na jesienne wieczory, długie i mroczne, najlepsze są: miła muzyka, ciepła herbata, łagodny blask świec i odrobina poezji. Dlatego też ofiarowuję Wam szczyptę tej ostatniej we fragmencie mojego wiersza zatytułowanego Szklana kolekcja. Dziś ten fragment nazwałabym raczej Tęsknotą za latem…
(...)
Są słodkie chwile
co jak motyle ulecą…
gdy wiatr kielichem róży potrząśnie
odpłyną…
Zaklinam je szepcząc:
Mam kolekcję szklanych kul
a w nich smutek, radość, ból…
Słowami czaruję…
(...)
Moi Mili,
Dzisiaj jest dzień szczególny, uświadamiający nieuchronność przemijania. Napisałam niegdyś wiersz Cisi jak spadające liście...
I choć odeszli, to ufam, iż ich miłość w nas trwa...
Moi Mili,
Po lekturze o historii dziesięciu skarpetek, zrobiło się u nas bardzo skarpetkowo, albowiem Ania szyła, opowiadała i tworzyła komiks na lekcjach w szkole. Dzielę się z Wami zatem własną literacką inspiracją czyli moim wierszem oraz zdjęciem z dziełem Ani.
Weronika Madryas
Wrocław, dn. 25.X. 2021r.
Żółte skarpetki
Szaro-biała kotka mała,
jako Milka znana,
mleko bardzo chętnie piła
od samego rana.
Kłębkiem wełny się bawiła,
to turlała, to goniła.
Aż się bardzo pomyliła
i kłopotów narobiła.
Mama Anię nauczyła
o skarpetki dbać
i starannie po wypraniu
w miękkie kulki zwijać.
Takich kulek Ania miała
chyba jedenaście.
W każdej kulce inna para
w groszki, w kratkę, w paski.
Ania kulki do szuflady
starannie złożyła.
Tylko jedna, żółta kulka
gdzieś się zagubiła.
Mama szuka, Ania szuka.
Zgubę znaleźć – wielka sztuka!
Na kanapie Milka drzemie
i udaje, że nic nie wie.
W burym kącie coś odkryła,
czym się troszkę pobawiła.
Potoczyło się to coś
do mysiej norki,
gdzie mysia rodzina
chrupała serowe faworki.
- Popatrz tato! Mamy gościa!
Zawołała mysz najmłodsza.
I skarpetki tam zostały,
w mysiej norze zamieszkały.
I w skarpetkach smacznie spały
dwie najmłodsze myszki białe.
Los czasami figle płata,
coś pozmienia, coś pogmatwa.
Ze skarpetki mieć śpiworek?
To nie żart. To mysi fart.
Weronika Madryas
Jesień
Widziałam ją wczoraj o zmierzchu,
jak wsparta o balustradę mostu kamiennego,
w dal patrzyła…
…zadumana, rozmarzona, baśniowo piękna.
Widziałam ją wczoraj o zmroku,
pierwszy raz od roku minionego.
Słyszałam plotek na jej temat wiele.
Co poniektórzy szepczą,
że kochanków ma kilku…
…skrzętnie czas im wylicza
dla spotkań upragnionych,
wspólnych nocy i świtów
…ponoć
Tak mówią ci,
co o innych wszystko wiedzą,
o sobie wiele mniej
…pewnie
Podziwiałam jej włosy ogniste
i suknię z pajęczyny cienkiej,
o barwie czekolady gorzkiej,
haftem liści rudych zdobioną…
Znakomity krawiec, pająk niepospolity
ostanie poprawki nanosił spiesznie…
...przed spotkaniem tak ważnym.
Kiedy dłoń podniosła
i słowa magiczne wyszeptała,
przybyli
w kolejności przez nią wyznaczonej.
Kochankowie jej mili, stęsknieni…
Najpierw Pan Mgieł Porannych otulił
jej postać wysmukłą i wiotką,
przezroczystym szalem tchnień,
diamentami rosy przetkanym gdzie niegdzie…
Potem Wiatr, kochanek kapryśny, porywisty,
podmuchem delikatnym
włosy jej długie, jedwabiste do tańca porwał…
Wreszcie Deszcz strużkami cienkimi
zwilżył jej policzki blade,
piegami słońca ozłocone.
Wycałował postać powabną,
sprytne krople pod suknię wtoczył,
tam gdzie jej początek i koniec,
na piersi białe i stopy bose…
A ona pieszczotom oddana,
liście malowała,
gdy oni coraz śmielszymi się stawali…
…kochankowie jej wierni,
dozgonnie zakochani
Moi Mili,
Jesień to czas drzew, barwnych czupryn wiatrem targanych i spadających liści. Zapraszam Was zatem do lektury mojego wiersza zatytułowanego „Drzewo”.
Weronika Madryas
Wrocław, dn.23.XI 2008.
Drzewo
Gdybyś drzewem był, Drogi Mój...
Jakim? – pytasz,
zaintrygowany i rozbawiony
konceptem moim.
Topolą strzelistą? Wierzbą płaczącą?
A może baobabem? – zgadujesz,
uśmiechając się do mnie.
Byłbyś dębem
-odpowiadam poważnie.
O pniu silnym,
grubą warstwą
kory pobrużdżonej
pokrytym.
I korzeniu życiodajnym,
głęboko sięgającym.
Gałęzie Twoje -
przymykam oczy,
oddając się marzeniom,
wyobrażeniom i snom na jawie-
rozłożyste i mocne,
w zieleni liści skąpane,
tworzyłyby koronę bujną,
władcy potężnego godną...
-Królem dębów bym był? –
powiadasz,
wciąż niepoważny.
-Być może –
przytakuję z przekonaniem,
urażona niepowagą Twoją...
-A ty kim byś była? –
drążysz temat,
ciekaw mej odpowiedzi.
-Wiewiórką rudą,
co kitę ma lśniącą, ognistą,
prowokującą i miękką zarazem..
Łapki zręczne,
ciało gibkie
obietnic pełne...
Oczy czarne,
spojrzenie chmurne,
marzycielskie...
Wiewiórką?-
nie kryjesz zdumienia.
Tak –
kładę dłoń swoją
na Twojej,
kojącym gestem.
Zamieszkałabym w Tobie,
Drogi Mój...
W pniu Twoim
dziupla moja.
Cicha przystań
przed zamętem chroniąca.
W gałęziach
ogród mój.
Labirynt ścieżek
tylko nam znany.
W Tobie
świat mój
i schronienie moje...
Rozumiesz?
-pytam poważnie.
Twarzy Twojej
nie widzę
przez mgłę poranną.
Odpowiedzi nie słyszę
przez melodię
deszczem graną.
Czy rozumiesz,
nie jestem pewna...
Weronika Madryas
Wrocław, dn. 6.09.2021r.
Grzyby
Grzyby noszą kapelusze
małe, duże,
kręte, gięte.
Rosną w mchu,
wśród paproci,
w cieniu, cieple i wilgoci.
Grzybobranie – rzecz ciekawa
lecz niestety trzeba wstawać
o poranku, ba o świcie,
w lesie bowiem kwitnie życie.
Kiedy masz już Drogi Smyku
grzybów mnóstwo w swym koszyku,
pooglądaj kapelusze,
odrzuć wszystkie podejrzane,
nigdy wcześniej niewidziane.
Wśród podgrzybków i prawdziwków,
można trafić jedynego,
zdradzieckiego, trującego…
Jest też wszystkim dobrze znany,
purpurowy, nakrapiany
muchomorem nazywany…
Elegancki ów jegomość
przysiągł sobie niegdyś skrycie
jednym kęsem niszczyć życie.
Resztę można marynować,
sos przyprawić, ugotować.
I na sznurki ponawlekać,
by pachniały, wysychały,
leśnym smakiem zachwycały.
Weronika Madryas
Wrocław, dn.16.XII 2007r.
Róża
Gdyby kobieta różą była,
to by wyrosła na polanie leśnej,
w zieleni traw bujnych,
mnogości kwiatów polnych,
pośród drzew potężnych
oddalonych nieco.
Kokietowałaby rosłe dęby, srebrne buki…
…samotna, pozornie bezbronna…
Kielich jej pięknem swym
przewyższałby pozostałe
i czarem słodkim kusił
drzew gąszcz,
wokół szumiących, wiatrem targanych.
Gdyby kobieta różą była,
pachniałaby intensywniej
aniżeli kwiaty zwykły to czynić.
I płatki szerzej by rozchylała,
by ich urodę światu ukazać
w pełni.
A kolce swoje skryłaby
pod parasolem liści zielonych.
Blaskiem rosy świt rozjaśniłaby,
połyskując, lśniąc,
uwodząc niechcący całkiem…
Pozornie krucha i słaba,
wśród drzew zachwytem poruszanych,
silna niczym ptak drapieżny
by była w istocie…
…kobieta – róża.
Gdyby róża kobietą była,
to by wyrosła pod dębem rozłożystym.
W jego cieniu szukałaby wytchnienia,
w dni upalne i burze
wietrzne, deszczowe, mroczne.
Łodygę swą ku słońcu by wygięła,
a kwiat rozchyliła nieśmiało.
Kolce zaś by zapewne bezbronnym oddała
lub zgubiła przypadkiem.
Krople rosy strzepnęła niechcący,
by korzeń nimi zwilżyć,
drzewo napoić…
…wdzięcznością, oddaniem, troskliwością.
Miłością swego dębu jedynego bezpieczna,
ufna i oddana,
bezbronna niczym kwiat przepiękny ,
opieki wymagający…
…róża –kobieta.
Weronika Madryas
Wrocław,dn.14.01.2021r.
Styczniowe mimozy
Późną nocą,
kiedy spałaś,
rzecz się stała niesłychana…
…świat ulepił Ci bałwana!
Ośnieżyło, poprószyło
i bajecznie się zrobiło
wreszcie…
Drzew gałęzie
otulone śnieżną bielą,
srebrnym szronem,
drżą na wietrze…
No a przecież wczoraj rano
otrzymałam list z Sycylii,
w którym wiele napisano
i słonecznie.
Tam podobno ozłociły się
mimozy ciut przedwcześnie.
Zatęskniłam do tych listków
roztańczonych w ciepłym wietrze…
…i zapachu miodowego,
i widoku przecudnego
i powietrza gorącego…
…choć tu u nas jest zimowo i bajecznie
Moi Drodzy,
Smutno mi, albowiem żegnam dziś wierszem Pana Mieczysława, wydawcę wielu moich baśni oraz kilku tomików poezji.
I wiem tylko, iż Kraków utracił bezpowrotnie kogoś nietuzinkowego oraz uduchowionego…
Weronika Madryas Wrocław,dn.13.01.2021 r.
Śmierć w czasach zarazy
Wiersz poświęcam Pani Marcie Iskierce oraz Panu Mieczysławowi Mączce
Śmierć w czasach zarazy
rozpanoszona i wszechobecna
zabrała Pana Mieczysława.
Odszedł samotnie,
w milczeniu,
bez czułych spojrzeń
i uścisku dłoni splecionych…
Pan Mieczysław
był częścią Krakowa poetów.
W wierszach zaczytany,
w poezję wtopiony
po kres swych dni…
Pan Mieczysław
szył książki na miarę,
cierpliwie i wytrwale
niczym pająk tkacz
przędący swą nić.
Pan Mieczysław
opuścił swe miasto
zimową porą.
Osierocił Miniaturę,
Stowarzyszenie Siwobrodych Poetów,
wiersze spisane i niespisane
i me baśnie niewydane jeszcze…
Śmierć w czasach zarazy
zraniła poezję boleśnie…
Zapraszam na poetycką rozmowę z Noblistką.
Najnowszy tomik poezji "O Czułości".
Moi Drodzy,
zapraszam do odsłuchania mojej Kołysanki Srebrzystego Księżyca w pięknym wykonaniu Jerzego Filara. A przy okazji polecam płytę Dwie dusze, stanowiącą wyborny prezent gwiazdkowy dla miłośników tekstów Jacka Cygana.
Weronika Madryas
Wrocław, dn.07.04.2014r.
Ogrodnik
Znam ogrody
pielęgnowane spracowanymi dłońmi
ogrodników w słomkowych kapeluszach…
…Jeden z nich,
w spodniach na szelkach
i koszuli w kratkę
z rękawami podwiniętymi pod łokcie,
wszedł do mojego serca,
które niegdyś kwitło dla Ciebie, Miły
…nim burzę rozpętałeś,
co spustoszenie poczyniła
Drobny ogrodnik,
w spodniach na szelkach
i koszuli w kratkę
z rękawami podwiniętymi pod łokcie,
wygrabił zeszłoroczne uczucie,
niczym jesienne liście
i wymiótł wszystkie zakamary,
by wiatru podmuchy nie rozniosły
sentymentów i wspomnień niechcianych…
Moje serce niczym ogród,
do niedawna łez deszczem zroszony,
dziś ze smutków wyplewione,
na nowe siewy gotowe...
Weronika Madryas
Wrocław, dn.09.IX 2010.
Liść w kształcie serca
Popatrz.
Rdzą i złotem splamiony,
o brzegach postrzępionych nieco
liść w kształcie serca…
…po srebrzystej tafli kałuży sunie
Widzisz?
W strugach deszczu rzęsistego tonie.
Pochylam się nad
liściem w kształcie serca.
Twarz moja drży
w wody zwierciadle.
Policzki mokre i oczy spłakane,
łzy słone i ciepłe,
a deszczu krople słodkawe i chłodne.
Liść w kształcie serca
postarzał przedwcześnie,
zbyt krótko wiatrem targany…
Lato jeszcze, choć noce chłodne
i dłonie zmarznięte.
O poranku i o zmierzchu
błękitne mgły snują się po skwerach
i tańczą na polach pod miastem…
Jesień tuż tuż,
ale jeszcze nie pora
liściom opadać…
…Nie pora umierać jeszcze
Spójrz.
Liść w kształcie serca
pożółkł przedwcześnie,
w kałuży zatonął,
samotny jak ja…
Chłonę jego niedolę,
samotna jak liść w kształcie serca…
A czoło moje od trosk pomięte
przedwcześnie…
Dostrzegasz to Miły, prawda?
Weronika Madryas Wrocław, dn. 18.XI 2020r.
Pamięci Adama Sobolewskiego, nauczyciela i wychowawcy klasy ósmej „b”, rocznika 1979
Pan od geografii
Pan od geografii
potrafił nauczać,
żartować i wędrować
po górach i dolinach,
po gwiazdach i planetach,
po mapach i atlasach,
po globusa odległych krainach….
Pan od geografii
nie karał,
nie oceniał
bez głębszego wejrzenia
i refleksji koniecznej.
Objaśniał i dyskutował,
albowiem rozmowę
cenił wielce.
Pan od geografii
był pedagogiem
i dżentelmenem jednocześnie.
Szarmancki, oczytany,
dowcipny, wygadany…
Aż nagle w jesiennych liści deszczu,
w listopadzie mglistym i dżdżystym,
gdy świat zarazą trawiony,
odszedł ostatecznie…
Pozostały po Nim
ciepłe wspomnienia
i zeszyt z geografii
jeszcze…
Weronika Madryas
Wrocław, dn.09.11.2020r.
Jeżyk Jerzy i sekret jeży
Pod cieplutką kępką liści
jeżykowi baśń się przyśni…
…której będzie bohaterem i przeżyje dziwne dzieje.
Ot co!
Jesień liście ozłociła,
dni skróciła, świat zrosiła
chłodnym deszczem.
Jeżyk Jerzy roztargniony,
senny nieco i znużony
tę szarością i burością wszędzie.
Nawet jajko źle smakuje,
- Dziś ślimaka upoluję -
tak planuje jeżyk Jerzy
podczas deszczu.
Ale cóż to?
Nasz nieborak
nagle usnął,
lekko chrapie,
w nos się drapie…
Mylisz się, Mój Mały Smyku,
Bardzo Zacny Czytelniku,
jeśli żywisz przekonanie,
że jabłuszko cud rumiane
mu się przyśni!
Zdradzę Ci tajemnicę,
sekret ważny o jeżykach,
jabłkach i innych smakołykach jeży…
Otóż żaden jeż,
jeżyk Jerzy też,
w jabłkach wcale nie gustuje,
woli jajka i ślimaki,
i dżdżownice i pędraki
zjeść.
Jest myśliwym,
co na łowy nocą bieży.
Zimą zaś smacznie śpi
i jeżykowe baśnie śni.
Ot co!
Weronika Madryas
Cisi jak spadające liście
Byli też tacy co odeszli w ciszy
jakby po świeże bułki do sklepu za rogiem
lub drukiem pachnącą, poranną gazetę…
Bezszelestni, zawsze pokorni…
Z właściwym sobie taktem i dyskrecją
przeszli na drugą stronę…
Oni nie chcieli
łez, cierpienia i smutku…
Cisi jak spadające liście
piękni jak pejzaże jesieni…
Pragnęli pozostać niezauważeni
nawet wówczas, gdy ich braknie…
Tylko dlaczego łez potoki wartkie
ustać nie mogą?
Weronika Madryas
Wrocław, dn.08.08. 2008.
Cienie
Cień góry potężnej widziałem
- powiadasz zadumany .
Na dolinę u stóp jej leżącą
spadł o zmroku
- dodajesz zniżając głos do szeptu.
Wyobrażam sobie
domy w mroku skąpane,
ściany i dachy spadziste
łaknące chłodu,
po dniu upalnym.
I ludzi
u podnóży góry olbrzymiej
oddech łapiący,
cieniem schłodzonym…
Spójrz – mówisz, wskazując dłonią
na kamienny mur,
obok nas stojący…
Spójrz – mówię, wskazując palcem
na ścieżkę przed nami,
którą podążać mieliśmy razem…
Nasze cienie,
przez zakochane ciała rzucane,
chylą się ku sobie,
wówczas nawet,
gdy gniew
rozszerza źrenice,
przyspiesz oddech,
ostrym krzykiem
niszczy spokój wokół nas…
Nasze cienie
drżą w blasku świec,
przed nocą upojną.
A potem
splatają się w miłosnym uścisku…
Nasze cienie
biegną przed nami,
radośnie rozkołysane
krokami skocznymi…
Trzymają się za ręce
jak my…
Nasze cienie
tango tańczą,
gdy Ty trzymasz mnie w ramionach,
w muzyką zasłuchany…
Nasze cienie
nierozłączne…
Dopóki
my razem…
Dopiero potem
samotne,
do stóp naszych
na wieczność przykute…
…chociaż ciężko im
żyć bez siebie
I kiedy
obojętnie mijają się na ulicy,
niesione naszym gniewem,
marzą tylko,
by się od nas oderwać
i ze sobą szczęśliwie podążyć…
Weronika Madryas
Wrocław, dn. 25. X. 2007.
Pająk
Twa zasadzka misternie utkana,
w słońcu srebrzy się haft jej przepiękny,
krople rosy lśnią niczym diamenty…
…Ty wytworny stoisz pośrodku
w dżentelmeńskiej pozie zachęty…
Gdy skrzydełek trzepot posłyszysz,
wolno kroczysz po swej lepkiej nici
i niewinność wabisz, uwodzisz.
Wreszcie ona Twą pozą zwabiona,
wpada w gęste sieci ramiona,
by w cierpieniach samotnie konać…
Czasem patrzy jak się przechadzasz,
pewne kroki powoli stawiasz.
Z drwiną zerkasz na swą niewolnicę,
czas do śmierci jej skrzętnie wyliczasz.
Kiedy w końcu do oporu niezdolna
usidlona, spętana, samotna,
Ty w objęcia ją bierzesz zdradliwe,
by w uścisku skończyła swój żywot…
A nić lepka, mocna i jasna,
ciasno drobną postać oplata.
I choć skrzydła otwierać próbuje,
zniewolona już się nie wzbije
w jasną przestrzeń błękitu, wolności,
utracony świat niewinności.
I daremne są próby ucieczki,
sidła Twoje naprawdę straszliwe…
Czuje w końcu ukłucie bolesne,
widzi krew na srebrnym sztylecie.
Słyszy bicie, a potem pęknięcie,
ból ogromny rozsadził jej serce…
A Ty stoisz i patrzysz z litością,
jak zginęła pod własną słabością.
Bo choć nici krąg cudny utkałeś,
nigdy przecież jej nie zapraszałeś…
I nie w Twoich sidłach utknęła,
lecz w marności swej przeminęła…
…uwiedziona iluzją miłości
nieodporna na czar namiętności…
Twa zasadzka misternie utkana,
w słońcu srebrzy się haft jej przepiękny,
krople rosy lśnią niczym diamenty…
Weronika Madryas
Wrocław, dn. 2.10.2005.
Deszcz
Wiatr kaczki kołysze na rzece
W oparach mgły gęstej spowite…
Krople deszczu o parapet dudnią
Kap, kap, kap, kap…
Cienkimi strużkami melancholia po szybach spływa
Tęsknota za latem ogarnia mnie całą…
Dzyń, dzyń, dzyń, dzyń…
W wiklinowym koszu owoce słońcem wypieszczone układam,
Konfiturą z róży napełniam słoje
Miłością do Ciebie, do Ciebie Najdroższy dosładzam…
Ze skorup orzechy wyłuskuję
I farsz dla Ciebie szykują
Miłością do Ciebie nadziewam, dla Ciebie Jedyny…
A wiatr czupryny drzew targa
Choć słońce czasem jasnym blaskiem zza chmur krzyczy…
Krople deszczu o parapet dudnią
Kap, kap, kap, kap…
Cienkimi strużkami melancholia po szybach spływa
Tęsknota za latem ogarnia mnie całą…
Dzyń, dzyń, dzyń, dzyń…
Moi Drodzy,
Jesień już zabarwiła czupryny drzew. Pięknieją wokół malowane liście, złote, purpurowe i rude.
Przypominam sobie wiersz, który niegdyś napisałam, zatytułowany Jesienną porą.
Przeczytajcie proszę fragment:
Widzę Cię, jak w mgle zaplątany,
napełniasz kosz orzechami...
... Jesienną porą...
I poddajcie się nastrojowi...
Moi Mili,
Jesień zadomowiła się na dobre, w ogrodach, parkach, na straganach kwiaciarek i targu z owocami.
Melancholijna i kapryśna inspiruje malarzy i poetów. Niegdyś i ja w wierszu Ogrodnik napisałam o jesiennych nastrojach.
"Drobny ogrodnik,
w spodniach na szelkach
i koszuli w kratkę
z rękawami podwiniętymi pod łokcie,
wygrabił zeszłoroczne uczucie,
niczym jesienne liście
i wymiotł wszystkie zakamary,
by wiatru podmuchy nie rozniosły
sentymentów i wspomnień niechcianych... "
Moi Mili,
Dziś rano otrzymałam uroczą laurkę od córeczki.
Wzruszyła mnie i zapragnęłam podzielić się
z Wami moim wierszem.
Weronika Madryas
Wrocław, dn.22.X 2019r.
Maleńka Moja
Tak mało pozostawiłam czasu
na dotyk i rozmowę,
na spacer w deszczu
i brodzenie pośród liści
jesiennym zmierzchem szeleszczących…
Tak mało pozostawiłam czasu
na to co ważne i uwagi warte…
Uwięziona w prozie i rutynie
obrzędów codziennych
z monotonii utkanych…
…i dni jakże do siebie podobnych
bardziej aniżeli łzy, krople rosy czy płatki śniegu…
I nagle Ty, Maleńka Moja
cudownie świata ciekawa,
radosna i wesoła
niczym wiosenny skowronek,
co świergotem dzień budzi…
Puk, puk…
W moje życie wtargnęłaś,
by nadać sens…
Plum…
Wpadłaś z łoskotem
niczym śliwka w kompot przysłowiowa…
Czy wiesz Maleńka Moja?
Lubię czuć w dłoni Twe ciepłe paluszki,
gdy w pośpiechu gnam…
I lubię tonąć w bławatkowym spojrzeniu
pełnym zapytań: dokąd? i po co?
I lubię Twój śmiech,
gdy wiatr piórko unosi frywolne…
Och, proza życia
bagatelą przy Tobie!
Maleńka Moja…
Weronika Madryas
Sulistrowiczki,
dn.19.08.2020 roku
Weronika Madryas Sulistrowiczki,
dn.23.08.2020 roku
Weronika Madryas Sulistrowiczki, dn.23.08.2020 roku
A lipa zakwitła tuz przed ścięciem
Spoglądałaś na mnie
zza krzewu róż kwitnących,
co kaskadą bladoróżowych kielichów
na Twą postać, ramiona, włosy opadały…
Brama w kształcie łuku
w kwiatach tonęła,
gdy uśmiechnęłaś się do mnie
pierwszy raz…
Drogi nasze splotły się
na popołudnia rzadkie,
kiedy racuchy piekłaś,
słońce lipcowe grzało,
trawnik skoszony pachniał
i strumyk szeptał swą opowieść…
W cieniu lipy okazałej
siedziałyśmy we dwie,
rozdzielone wieku różnicą
co sprawy codzienne odległymi czyni
w zwyczajnym świecie.
Pomimo i na przekór
przyjaźni nić pomiędzy nami
los kpiarz utkał…
Minionej jesieni odeszłaś,
Mąż Twój dom opuścił
i na wiosnę krzewy róż nie zakwitły…
A lipa,
która sercem ogrodu była
uschła z rozpaczy,
jemiołą wyniszczona,
jak Ty chorobą.
I choć konary obumarły,
to drwal, co drzewo ścinał
na szczycie pędy zielone
dostrzegł
Ostatnie tchnienie drzewa,
Co Twoim było…
Dziś we wsi powiadają:
A lipa zakwitła tuż przed ścięciem
Weronika Madryas,
Wrocław, dn. 13.01.2008.
Pąk róży herbacianej
Łodyga jej
kolcami nadziana,
ku słońcu wygięta.
Łukiem pożądania
nieuświadomionego jeszcze.
Pąk jej
zapowiedzią piękna,
skrytego wewnątrz,
które nastąpi niebawem.
Cierpliwości, cierpliwości –
-powiada przechodniom, czarnemu kotu
i staruszce z konewką w dłoni,
zawsze gotowej ją napoić…
A deszcz liści złotych
obfity,
Kaskadą na trawnik zielony
spływa
i dywan tworzy barwny,
pod stopami szeleszczący…
Ona zaś
płatek odchyla niepewnie,
powoli rozkwita,
herbacianą urodę światu ukazuje…
…Na pięknie kwiatem nie traci
Weronika Madryas
Wrocław, dn.15.05.2016r.
Różne wiosny
Niegdyś…
Na me oczy zdumione
piękno Paryża zamglonego, wiosennego,
zroszonego deszczem rzęsistym…
Na me stopy drobne
wstęgi uliczek brukowanych,
bulwarów, placów targowych wszelakich…
Na me dłonie szczupłe
konwalie, bukieciki
wonne, majowe…
…nim urodziłaś się
Anno Marianno, Córeczko Moja Wyśniona
Obecnie…
Na nasze oczy zdumione
rzepakowe pola kwitnące, pachnące
niczym dywany złociste, rozłożyste
ciągnące się w nieskończoność…
Na nasze stopy drobne
ścieżka pośród pól,
którą co wieczór córka matkę-staruszkę
na spacer wiedzie…
Na nasze dłonie szczupłe
tulipany, wiązanki
od kwiaciarki,
co straganu przydrożnego strzeże
i przechodnia wypatruje, wyczekuje…
Na nasze uszy czujne
śpiew kobiet modlących się
u stóp Chrystusa,
co na rozstaju dróg
ukrzyżowany…
Na nasze serca czułe
wspólne wędrówki, krajobrazy,
wspólne wiosny, maje
i do domu powroty…
…gdy już jesteś
Anno Marianno, Córeczko Moja Wyśniona
Falbaną spódnicy
powłóczystej, jedwabnej i ciężkiej,
krople rosy strzepnęłam niechcący
z pajęczyny w różanym krzewie utkanej.
Haft misterny zniszczyłam,
pokaleczyłam palce o kolce różane
i krwią srebrzystą nić splamiłam...
Wiersze były we mnie od kiedy sięgam pamięcią. O tak, długo wcześniej nim zaczęłam pisać baśnie, tworzyłam wiersze. Poezja jest koniecznością dla poety. Czasami, gdy patrzę lub słucham, czuję, jak kłębiące się myśli zasiewają we mnie poetycką inspirację. Potem noszę tę refleksję w sobie jakiś czas, póki nie dojrzeje na tyle, by zrodził się wiersz.
W dwóch tomikach starałam się zebrać najistotniejsze dla mnie utwory, również te napisane dla dzieci.
Trzeci tomik jest bardzo szczególny, albowiem zawiera wiersze Mojej Babci
Weroniki, po której odziedziczyłam zarówno imię, jak i poetycka duszę. Jakiś czas temu
Babcia ofiarowała mi klucz do swego serca czyli stary kajet pełen chaotycznie zapisanych stronic. Samo wertowanie i porządkowanie zajęło sporo czasu, ale wreszcie udało się odzyskać najcenniejsze i głęboko poruszające, babcine wiersze.
Zapraszam zatem do nostalgicznej lektury w długie lub dżdżyste wieczory.